Córki nie poczuwały się do pomocy w domu. Zmieniły zdanie, gdy zaczęłam opłacać sprzątaczkę z ich kieszonkowego

Moje córki zawsze miały coś lepszego do roboty niż pomoc w domu. Codziennie słyszałam wymówki, dlaczego nie mogły pozmywać naczyń czy odkurzyć. W końcu zdecydowałam się na nietypowe rozwiązanie, które miało im pokazać, że porządek sam się nie robi…

Ich reakcja na moją decyzję była mieszanką złości i zdziwienia. Ale nie spodziewały się, że to dopiero początek całej historii. Kiedy na własnej skórze poczuły skutki mojego planu, nie miały już wyboru…

Codzienna walka o porządek

Każdy rodzic wie, jak trudno jest zmotywować nastolatki do sprzątania. Moje córki były w tym mistrzyniami – potrafiły wymyślić tysiąc wymówek, byleby tylko nie ruszyć palcem. „Mamo, mamy tyle nauki!”, „Przecież wczoraj sprzątałyśmy!”, „Zaraz, tylko dokończę odcinek!” – i tak w kółko. Z początku myślałam, że to normalne, że dorastające dzieci tak się zachowują, ale po miesiącach narastającego bałaganu, coś we mnie pękło.

Zaczęłam od prostych próśb, potem były negocjacje, a na końcu… awantury. Niby przytakiwały, że zrobią, obiecywały poprawę, ale efekty były krótkotrwałe. Po kilku dniach znów wracaliśmy do punktu wyjścia. Słyszałam tylko trzask zamykanych drzwi, gdy wracały do swoich pokoi, zostawiając mnie samą z nieposprzątanym salonem i stertą naczyń.

Pomysł, który wszystko zmienił

Pewnego dnia, kiedy już niemal straciłam nadzieję na porządek w domu, natknęłam się na ogłoszenie w internecie: „Usługi sprzątania – szybka pomoc w domu”. Pomyślałam, że zatrudnię sprzątaczkę, ale żeby nie wyglądało na to, że poddałam się w walce o wychowanie moich córek, postanowiłam, że zapłacę jej… z ich kieszonkowego.

Od tej pory, zamiast płacić im za „drobne obowiązki”, które miały wykonać, pieniądze trafiały na konto naszej nowej pani sprzątającej, pani Aliny. Gdy dziewczyny dowiedziały się o moim planie, wybuchła prawdziwa burza.

– „To niesprawiedliwe!”, krzyczała starsza córka. „Nie możesz tak po prostu zabrać nam pieniędzy!”. – „Możecie zarabiać na kieszonkowe sprzątając, tak jak ustaliliśmy wcześniej,” odpowiedziałam spokojnie. „Ale skoro nie chcecie, ktoś inny zrobi to za was. Tylko że… będziecie musiały za to zapłacić.”

Przemyślane konsekwencje

Pierwszy tydzień z panią Aliną minął spokojnie. Dom lśnił, ja byłam mniej zestresowana, a dziewczyny jeszcze trzymały głowy wysoko, przekonane, że wszystko to jest jedynie tymczasową zagrywką z mojej strony. Ale gdy zobaczyły, że ich kieszonkowe zmalało, zaczęły się pierwsze rozmowy, a właściwie pretensje.

– „Mamo, przecież to my mamy te pieniądze na zakupy, na wyjścia z przyjaciółmi!” – jęczała młodsza z córek. „Dlaczego musimy płacić za coś, co mogłaś zrobić sama?”. – „Bo nie zrobię tego sama, skoro w tym domu mieszkamy razem,” odpowiedziałam. „Każda z nas powinna dbać o porządek. Skoro wy tego nie chcecie robić, muszę wynająć pomoc.”

Z dnia na dzień dziewczyny zaczęły patrzeć na sprawę zupełnie inaczej. Widok pani Aliny, która spokojnie sprzątała ich pokoje, podczas gdy one próbowały oglądać seriale lub przeglądać telefon, wywoływał u nich rosnący dyskomfort. W końcu zaczęły mi rzucać zdziwione spojrzenia.

Zaskakujący zwrot akcji

Pewnego popołudnia, gdy wróciłam do domu, zobaczyłam, że coś się zmieniło. Młodsza córka odkurzała salon, a starsza właśnie kończyła myć okna w kuchni. Byłam w szoku. Nawet nie zdążyłam zadać pytania, a one wyjaśniły mi wszystko same.

Okazało się, że jedna z koleżanek opowiedziała im, jak w jej domu wygląda codzienne sprzątanie – cała rodzina włączała się do pracy, a wieczorem mieli czas tylko dla siebie. Moje córki postanowiły spróbować i same zaproponowały, że znów będą się zajmować obowiązkami w zamian za powrót do swojego kieszonkowego. Przyjęłam ich propozycję, ale z jednym zastrzeżeniem – dopóki będą wywiązywać się ze swoich obowiązków, pani Alina nie będzie potrzebna.

Cała prawda wyszła na jaw

Gdy zobaczyłam, że dziewczyny naprawdę się starają, byłam dumna. Zrozumiały, że sprzątanie to nie kara, ale sposób na wspólne życie w czystym domu. Kilka tygodni później, gdy zapytałam, dlaczego zmieniły zdanie, starsza córka przyznała się z lekkim uśmiechem:

– „Bo myślałyśmy, że i tak się złamiesz, mamo. Ale teraz widzimy, że to miało sens.”

Wyszło na to, że moje małe „szantażowanie” kieszonkowym okazało się bardziej skuteczne, niż mogłam przypuszczać. A przy okazji dziewczyny nauczyły się czegoś więcej – odpowiedzialności i szacunku dla pracy innych.

A jak Wy byście postąpili na moim miejscu? Czy podoba się Wam takie rozwiązanie? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku! 

Comments

Loading...