Miałam na głowie sprzątanie, zakupy, gotowanie i 3 niemowląt, ale mąż i tak mówił, że tylko siedzę w domu. Nie przewidział jednak, co się stanie, gdy postanowiłam dać mu lekcję…”

Kiedy kobieta słyszy, że jej domowa praca to „siedzenie”, trudno utrzymać spokój. Tym bardziej, gdy obowiązki piętrzą się codziennie, a partner nie widzi ani nie docenia wysiłku. Tak właśnie czułam się ja, codziennie sprzątając, gotując i zajmując się trójką niemowląt, podczas gdy mąż tylko wzdychał, że ma ciężki dzień w pracy…

W pewnym momencie miałam dość – postanowiłam, że zasłużył na lekcję. Tylko nie przewidziałam, że jej skutki będą tak zaskakujące… To był dzień, który zmienił naszą rodzinę i pokazał, jak wygląda „siedzenie w domu” w rzeczywistości…

Słodki dzień domowego chaosu

Poranek zaczynał się zawsze tak samo. O 6 rano słyszałam pierwsze płacze jednego z trojaczków, co oznaczało początek gonitwy – poranna zmiana pieluch, karmienie, przygotowanie śniadania i szybki, choć chaotyczny prysznic. Podczas gdy ja już od świtu działałam jak maszyna, mój mąż spokojnie wstawał, ubierał się i zasiadał do porannej kawy. Zwykle odprowadzał wzrok na telefonie i na tym kończył się jego wkład w nasz poranny chaos.

Kiedy próbowałam mu opowiedzieć o moim dniu, jego odpowiedź była zawsze taka sama: „Ty tylko siedzisz w domu”. To zdanie było dla mnie jak cios. Kiedy w końcu po raz kolejny usłyszałam je z jego ust, coś we mnie pękło. Wiedziałam, że muszę pokazać mu, co naprawdę oznacza „siedzenie w domu”.

Plan dnia: pełna zamiana

Postanowiłam przygotować mu „idealny” dzień. Zorganizowałam wszystko – zadzwoniłam do jego mamy, żeby wpadła i pomogła mi przenieść się z dziećmi na jeden dzień do niej. Podczas gdy ja miałam spędzić relaksujący dzień z dziećmi u teściowej, mąż miał przeżyć „zwyczajny” dzień w domu. Wszystko zaplanowałam tak, by tego dnia miał pełne doświadczenie mojej codzienności.

Poranek rozpoczął się jak zwykle. Dzieci płakały, bo były głodne, a ja robiłam się na ostatni guzik, gotowa do wyjścia. Zostawiłam mężowi dokładne instrukcje: godziny karmienia, zmiany pieluch i zabawy z dzieciakami. Kiedy opuszczałam dom, rzucił mi tylko lekki uśmiech, jakby myśląc, że to będzie dla niego bułka z masłem.

Nieoczekiwany chaos

Już pierwsza godzina okazała się dla niego wyzwaniem. Dzieci płakały w jednym czasie, a on miotał się między kuchnią a pokojem, próbując przygotować jednocześnie trzy butelki mleka. Nie wiedział, jak sobie poradzić, gdy dwójka dzieciaków domagała się noszenia na rękach, a trzecie postanowiło płakać w nieprzerwany sposób.

Zadzwonił do mnie po godzinie, spanikowany, pytając, kiedy wrócę. Odpowiedziałam spokojnie, że to tylko początek jego „dnia w domu” i że powinien dać sobie szansę. Słyszałam w jego głosie nutę frustracji, ale powstrzymałam się od uśmiechu.

Próba gotowania i nerwowe zakupy

Około południa postanowił przygotować obiad – spaghetti. Niestety, zajął się jednocześnie odciąganiem dzieci od kuchennych szafek, przez co makaron się rozgotował, a sos przypalił. Cóż, taki drobiazg jak niewielki pożar na patelni nie zatrzymał go – przecież miał być „domowym bohaterem”.

Najgorsze jednak przyszło, gdy postanowił zrobić zakupy. Gdy zapakował trojaczki do wózka i wyciągnął listę, szybko zauważył, że zakupy w towarzystwie trójki niemowląt to wyższa szkoła logistyki. Co chwilę coś wypadało mu z rąk, a dzieciak, który dorwał się do chrupków, rozsypał zawartość na podłogę sklepu. Pracownicy krzywo patrzyli, ale mąż był już zbyt zmęczony, by przejmować się czymkolwiek.

Powrót do domu i wielkie zrozumienie

Kiedy wrócił do domu, wyglądał na całkowicie wyczerpanego. Widząc jego stan, nie mogłam powstrzymać uśmiechu. On zaś, z niepewnością w oczach, spojrzał na mnie i bez słowa przyznał, że dzień w domu nie jest „tylko siedzeniem”.

Tego dnia wieczorem długo rozmawialiśmy. Przeprosił mnie za brak zrozumienia i powiedział, że nigdy nie wyobrażał sobie, jak trudne może być zajmowanie się domem i trójką małych dzieci. Oboje zrozumieliśmy, że życie rodzinne wymaga współpracy i wzajemnego szacunku. Od tamtej pory nasze życie stało się łatwiejsze – przynajmniej w kwestii podziału obowiązków.

A jak Wy postąpilibyście na moim miejscu? Czy też próbowalibyście dać nauczkę komuś, kto nie docenia waszej pracy? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!

Comments

Loading...