Podczas badania rentgenowskiego w szczecińskim szpitalu przy ul. Unii Lubelskiej doszło do złamania ręki u 9-miesięcznego Maksymiliana. Rodzice chłopca zgłosili się na oddział ratunkowy z powodu urazu głowy dziecka, jednak nieoczekiwanie doszło do kolejnego nieszczęścia. Szpital wszczął wewnętrzne postępowanie, lecz obecnie podtrzymuje stanowisko, że ani personel, ani sprzęt nie są winni tej sytuacji.
Jak doszło do złamania ręki?
Maksymilian został przyjęty na SOR w Szczecinie po urazie głowy, ale badania wykazały, że jego ręka została złamana w dwóch miejscach. – Maks wypadł z łóżeczka, gdy się wychylił – relacjonuje Nikola Korzeniewska, jego mama. Do złamania miało dojść w trakcie badania głowy. Babcia chłopca, zgodnie z poleceniem techniczki RTG, miała unieruchomić brodę wnuka, aby zapobiec jego poruszaniu się. – Nagle usłyszałam przeraźliwy krzyk i zobaczyłam, jak komputer zsuwa się w dół, przygniatając i wykrzywiając jego rączkę – opowiada Agnieszka Korzeniewska.
Nikola Korzeniewska podkreśla, że kończyna była mocno spuchnięta i od razu było jasne, iż doszło do złamania.
Chłopiec spędził w szpitalu kilka dni
Po wykonaniu badania lekarze potwierdzili złamanie. Dziecko, z niezabezpieczoną ręką, zostało ponownie przyjęte na SOR, gdzie kończynę unieruchomiono na trzy tygodnie. Dodatkowo badanie wykazało złamanie kości w głowie, co wymagało hospitalizacji przez kilka dni.
– Weszłam do szpitala z dzieckiem po urazie głowy, a wychodzę z synem, który ma złamaną rękę. Wciąż nie mogę się z tym pogodzić i cały czas mam przed oczami obraz jego wygiętej rączki – mówi babcia chłopca.

Szpital zaprzecza odpowiedzialności
Uniwersytecki Szpital Kliniczny nr 1 w Szczecinie wydał oświadczenie, w którym informuje, że trwa wewnętrzne dochodzenie. Placówka nie stwierdziła żadnej awarii aparatu rentgenowskiego używanego podczas badania dziecka. Przeprowadzone czynności dowodowe, według szpitala, nie pozwalają przypisać winy personelowi ani wskazać na jego brak kompetencji.
– Aparat działał prawidłowo, a liczne czynności wyjaśniające nie wykazały żadnych uchybień w pracy personelu medycznego – oznajmił Konrad Jarosz, dyrektor USK nr 1 PUM w Szczecinie.
Dokumentacja medyczna przeczy wersji szpitala
Tymczasem karta wypisu przedstawia zupełnie inną wersję wydarzeń. Z dokumentu wynika, że aparat faktycznie upadł na dziecko i przytrzasnął jego rączkę.
– Każdy może sobie sam odpowiedzieć, kto w tej sytuacji mówi prawdę – komentuje matka Maksymiliana.
Po zdjęciu gipsu chłopca czeka jeszcze przynajmniej dwumiesięczna rehabilitacja.
Dzień po tym, jak Nikola Korzeniewska opisała sytuację w mediach społecznościowych, szpital zawiadomił sąd, a do domu rodziny przybył kurator.
Comments