Wybrał sobie mnie, bo wiedział, że potrzebuję kasy. Niedoczekanie. Nie upadłam jeszcze tak nisko, by przyjąć jego ofertę

Zawsze mi się wydawało, że znam się na ludziach. Jednak to, co zafundował mi ostatnio pewien człowiek, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Podszedł do mnie z „propozycją nie do odrzucenia”, pewny, że moje problemy finansowe zrobią ze mnie łatwy cel…  Nie wiedział, że już dawno nauczyłam się, jak przetrwać bez sprzedaży swojej godności…

Sytuacja zrobiła się naprawdę napięta, a kłamstwa i manipulacje, które zaczęły się odsłaniać, wprawiły mnie w osłupienie. Gdy cała prawda wyszła na jaw, nie mogłam uwierzyć, jak daleko posunął się ten człowiek, by osiągnąć swoje cele…

Początek znajomości

Poznałam go przypadkiem. Ot, zwykła rozmowa przy barze, gdy czekałam na znajomych. Nie sądziłam, że to spotkanie może zaważyć na moim życiu. Jego styl, pewność siebie i subtelna arogancja zdradzały, że to człowiek przyzwyczajony do dostawania tego, czego chce. Choć próbował sprawiać wrażenie miłego, szybko zorientowałam się, że coś jest na rzeczy.

Zaczął od pytania, czym się zajmuję, jakie mam plany, a potem – jak to zwykle bywa – przeszedł do tego, co mnie boli. Moje problemy finansowe były dla niego idealnym punktem zaczepienia. A ja, głupia, opowiadałam. Powiedziałam za dużo, dałam mu więcej, niż powinnam – zwłaszcza, że praktycznie się nie znaliśmy.

Oferta nie do odrzucenia?

Po tygodniu zaproponował mi pracę. Nie była to oferta wprost, raczej delikatna insynuacja. Miałam wyczuć, że to „nieformalna” praca. „Spotkania z klientami”, „wyjątkowe relacje” – zrozumiałam, że chodzi o coś, w co nigdy bym się nie wpakowała.

  • Wiesz, potrzebujesz pieniędzy, a ja mogę ci je zapewnić. Wystarczy, że będziesz lojalna. Nie musisz martwić się o detale – mówił to z takim spokojem, jakby od lat zajmował się werbowaniem ludzi do swojego „biznesu”.

Poczułam dreszcz. To nie było zwykłe zaproszenie do pracy. Czułam, że gdybym się zgodziła, zostałabym wplątana w coś, z czego nie byłoby odwrotu. I wtedy w mojej głowie zapaliła się lampka. Może myślał, że jestem zdesperowana, bo opowiedziałam mu o swoich długach? Może liczył, że zgodzę się z powodu braku perspektyw?

Powrót do przeszłości

Nie był pierwszym, który próbował mną manipulować. Kilka lat temu, kiedy byłam młodsza i mniej doświadczona, podobna sytuacja miała miejsce. Facet obiecywał złote góry, a potem zniknął, zostawiając mnie z ogromnymi problemami. Postanowiłam, że tym razem nie pozwolę sobie na podobny błąd.

Powiedziałam mu, że jego oferta mnie nie interesuje. I wtedy zaczęły się subtelne groźby. Że nie będę miała gdzie mieszkać, że moje długi będą rosły. Mówił to z takim spokojem, jakby to była część normalnego biznesu. Ale ja wiedziałam swoje – nikt nie będzie mną manipulował.

Niespodziewany zwrot akcji

Zaczęłam unikać jego telefonów, a on zaczął szukać mnie w innych miejscach – pojawiał się tam, gdzie byłam ja. Czułam, że to wszystko idzie w bardzo złym kierunku. W końcu spotkaliśmy się jeszcze raz, twarzą w twarz. Wtedy wyłożył wszystkie karty na stół.

  • Jeśli nie chcesz współpracować, to masz pecha – powiedział. – Dług, który spłacasz, nie jest tylko twoim problemem. Ja mogę ci pomóc. Ale wiesz, co musisz zrobić.

Zadrżałam. Miałam już dość jego manipulacji. Postanowiłam, że nie dam się zastraszyć. Wiedziałam, że muszę znaleźć sposób, by go przechytrzyć.

Prawda wychodzi na jaw

Zaczęłam szukać informacji o nim, bo nie wiedziałam, z kim dokładnie mam do czynienia. Po kilku dniach dowiedziałam się, że nie tylko ja wpadłam w jego sidła. Było więcej kobiet, które próbował szantażować i wykorzystywać. Postanowiłam działać. Zebrałam dowody, spotkałam się z kilkoma z nich, a potem wspólnie udałyśmy się na policję.

Kiedy spotkaliśmy się ostatni raz, myślał, że ma mnie w garści. Ale to ja miałam na niego haka. Policja już go obserwowała, a ja byłam gotowa na ostatnią rozgrywkę. Jego pewność siebie zniknęła w momencie, kiedy funkcjonariusze weszli do pokoju. To był koniec jego kariery.

Czy ty też byś tak postąpił? Co myślisz o tej historii? Jak byś się zachował na moim miejscu? Czy uważasz, że podjęłam właściwe decyzje? Daj znać w komentarzach na Facebooku, jestem ciekawa twojej opinii!

Comments

Loading...