Związałam się ze sknerą, który oszczędzał, na czym się dało. Tolerowałam to, bo go kochałam, ale pewnego dnia przesadził…

Myślałam, że prawdziwa miłość znosi wszystko – nawet wyjątkową oszczędność mojego partnera. Z początku jego skłonność do liczenia każdego grosza była nawet zabawna. Jednak z czasem zaczęło to przybierać niepokojące formy…

Nie sądziłam, że jego kolejny „pomysł na oszczędności” tak bardzo wpłynie na nasze życie. Kiedy usłyszałam, co chce zrobić, opadły mi ręce. A to był dopiero początek problemów…

Na początku było uroczo

Kiedy poznałam Karola, wydawał się ideałem – ciepły, troskliwy, zawsze gotów mnie wysłuchać. Jego oszczędność wydawała mi się uroczą cechą. „Po co przepłacać, skoro można zaoszczędzić?” – mawiał z uśmiechem. Kupował promocje, polował na kupony, a ja myślałam, że to po prostu rozsądne podejście do życia.

Z czasem zaczęłam jednak dostrzegać, że Karol oszczędza na wszystkim, nawet tam, gdzie nie powinien. Gdy poszliśmy na kolację, skrupulatnie przeliczał rachunek i narzekał na napiwek, który zostawiłam kelnerowi. „Nie musisz się z tym tak obnosić” – usłyszałam raz, gdy zapłaciłam za kino.

Granice tolerancji

Prawdziwe problemy zaczęły się, kiedy zamieszkaliśmy razem. Karol postanowił zredukować „zbędne wydatki”. Pralka? Prał tylko w zimnej wodzie, by zaoszczędzić na prądzie. Światło w kuchni? „Gotuj przy lampce, nie ma sensu palić żarówki na full”. Nawet kupno papieru toaletowego było dla niego okazją do negocjacji – przy kasie potrafił dyskutować o cenie!

Sytuacja osiągnęła kulminację, gdy zaczął podkradać kawę z pracy, by „nie marnować tej w domu”. Byłam coraz bardziej sfrustrowana. Kochałam go, ale czułam się jak współlokator w programie o skrajnych oszczędnościach.

„Genialny” plan

Największy szok przyszedł, gdy Karol oświadczył, że zrezygnował z ubezpieczenia mieszkania. „Po co płacić za coś, co pewnie nigdy się nie wydarzy?” – wyjaśnił beztrosko. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. „A co, jeśli będzie pożar? Zalanie? Coś ukradną?” – pytałam, czując, że trzęsą mi się ręce. Karol zbył mnie machnięciem ręki.

Ale to nie koniec. Kilka dni później, podczas wspólnego wieczoru, zaskoczył mnie kolejnym „świetnym” pomysłem. Zamiast kupować jedzenie, chciał… zbierać resztki warzyw i owoców na targu! „To ekologiczne i darmowe!” – oświadczył z dumą.

Miarka się przebrała

Nie wytrzymałam. Zaczęłam krzyczeć, że nie mogę tak żyć, że potrzebuję partnera, a nie kogoś, kto traktuje mnie jak wspólnika w dziwnych eksperymentach. Karol obraził się i wyszedł.

Przez kilka dni milczeliśmy, aż któregoś wieczoru wrócił z uśmiechem i powiedział: „Masz rację, przegiąłem. Zainwestowałem w coś, co nas uszczęśliwi”. Byłam w szoku, widząc, że przyniósł… lampki LED, by zmniejszyć rachunki za prąd.

Prawda wychodzi na jaw

W końcu postawiłam sprawę jasno – albo przestanie obsesyjnie oszczędzać, albo nasze drogi się rozejdą. Zrozumiał, ale przyznał, że jego skąpstwo wynika z przeszłości. Jego rodzina miała ogromne długi, a on od dziecka uczył się życia w niedostatku. Choć mi go żal, nie wiem, czy jesteśmy w stanie to przetrwać.

Jak Wy byście postąpili? Czy bylibyście w stanie żyć z kimś takim? Dajcie znać w komentarzach! 😊

Comments

Loading...