Bratowa zawsze wpadała na chwilę, a kończyło się na całym dniu jedzenia i narzekania. W końcu musiałam postawić granicę, zanim zaczęła mnie całkiem wykorzystywać.
Od dawna znosiłam wizyty bratowej, które miały trwać „tylko chwilę”, a kończyły się całodziennym narzekaniem i opróżnianiem mojej lodówki. Każda rozmowa była pełna pasywnej agresji, a ja czułam się coraz bardziej wykorzystywana…
W końcu coś we mnie pękło i postanowiłam postawić granice. Nie spodziewałam się jednak, że bratowa tak łatwo się nie podda. To, co wydarzyło się później, na zawsze zmieniło nasze relacje…
Bratowa – mistrzyni „chwilówek”
Od kiedy bratowa, Monika, przeprowadziła się z mężem do miasta, nasze życie stało się… bardziej intensywne. „Wpadnę na chwilkę” – mawiała, dzwoniąc niespodziewanie do drzwi. Ta „chwilka” zawsze rozciągała się w całodniowy maraton jej narzekań, jedzenia wszystkiego, co znajdowała w lodówce, i długich opowieści o tym, jak jej życie jest ciężkie.
Na początku starałam się być uprzejma. „Rodzina to rodzina” – powtarzałam sobie, ale z każdym kolejnym „niespodziewanym” najściem czułam, że tracę cierpliwość. Co więcej, Monika nie miała najmniejszych oporów, by w mojej obecności krytykować wszystko – od wystroju mieszkania po to, jak wychowuję dzieci.
Coś musiało się zmienić
Pewnego dnia, po szczególnie wyczerpującej wizycie, opowiedziałam o wszystkim mężowi. Liczyłam na jego wsparcie, ale jego reakcja mnie zaskoczyła. „Przesadzasz. Monika nie ma nikogo innego w tym mieście, więc chyba możemy być dla niej mili, prawda?” – powiedział, wzruszając ramionami.
Poczułam się kompletnie sama w tej sytuacji. Postanowiłam, że muszę działać, zanim Monika zacznie traktować mój dom jak swoją kawalerkę.
„Czy zawsze musisz wpadać niezapowiedziana?”
Następnym razem, gdy bratowa zadzwoniła z klasycznym „Wpadnę na chwilkę”, odparłam, że akurat nie mamy czasu na gości. Zrobiła długą pauzę, a potem odpowiedziała, że przecież zawsze ją przyjmowałam. Wtedy zebrałam się na odwagę: „Monika, twoje wizyty są coraz częstsze i coraz dłuższe. Czuję, że nie szanujesz mojego czasu ani przestrzeni”. Byłam gotowa na to, że się obrazi, ale nie na to, co wydarzyło się później.
Niespodziewany sojusznik
Monika rozesłała wszystkim w rodzinie wiadomość, w której przedstawiła mnie jako zimną i bezduszną osobę, która „zamknęła drzwi przed rodziną”. Telefon od teściowej odebrałam z drżącymi rękami. „Jak mogłaś tak potraktować Monikę?” – zaczęła, ale zanim zdążyła rozwinąć, usłyszałam znajomy głos w tle: mój mąż.
Okazało się, że po naszej rozmowie zaczął przyglądać się wizytom Moniki. To, co zobaczył, zmieniło jego zdanie. „Przestań ją atakować, mama. Monika rzeczywiście przesadza. Wszyscy to widzą, tylko nikt nie ma odwagi jej tego powiedzieć” – powiedział.
Prawda wyszła na jaw
Kilka dni później Monika przyznała w rozmowie z teściową, że… traktowała mój dom jako swoją „ucieczkę od problemów małżeńskich”, bo z mężem źle się układało. Teściowa zaczęła ją wspierać, a nasze relacje nieco się unormowały. Nie jestem pewna, czy Monika do końca zrozumiała, jak bardzo mnie wykorzystywała, ale od tamtej pory nasze spotkania odbywają się tylko wtedy, gdy obie strony wyrażą na nie zgodę.
Comments